Me Now Generation II long lasting lip gloss 02, 21, 37

Hej hej. Dosyć dawno nie pisałam, ale miałam ważny powód - przyjechała do mnie moja 1.5 roczna siostrzenica, więc zdecydowanie jest co robić w domu :) W poprzednim poście obiecałam Wam odstępstwo od lakierów i dotrzymuję słowa. Długo się wahałam, ale ponieważ w mojej szufladzie zrobiło się pełno od szminek i wręcz uwielbiam je kolekcjonować, postanowiłam w końcu podzielić się z Wami pierwszą trójką mojej kolekcji. Mowa o matowych błyszczykach (cóż za oksymoron), które kupiłam w sklepie Born Pretty Store. Cena jest wspaniała, bo czasem możemy kupić je nawet za dolara. Jakość nie zaskakuje, ale bądźmy szczerzy - czego można się spodziewać po kosmetykach za taką cenę? Mimo to chcę wypróbować kolejne kolory, bo jestem całkiem zadowolona.


Na wstępie muszę powiedzieć, że nie czuję się specjalistką w tym temacie, dlatego przepraszam, jeśli ktoś obeznany poczuje niesmak na widok tej recenzji :D Zdaję sobie sprawę z tego, że usta nie są pomalowane perfekcyjnie ale robię to tak jak umiem. Zdjęć tego typu też nigdy nie robiłam i muszę przyznać, że wciąż, gdy na nie patrzę wydają mi się po prostu komiczne :D Ale co tam, raz się żyje. Powyżej zobaczycie wszystkie trzy kolory "na mnie". Wybaczcie różnice w kolorach zdjęć, ale robiłam je telefonem który trochę wariował przy zachodzie słońca. Mimo to uważam, że same usta wyglądają prawie tak jak w rzeczywistości, a przynajmniej numery 02 i 21.

Przejdźmy do danych ogólnych. Pokazywane przeze mnie odcienie znajdziecie na stronie Born Pretty Store, dokładnie pod linkami: TYM, TYM i TYM. Ceny wahają się od 1 do 4 dolarów, ale najczęściej jest to $1.99 albo $2.99. Tak jak wspominałam wcześniej, często są jakieś promocje ;) Opakowanie jest wygodne i estetyczne, jest na nim informacja o dacie ważności - na moich egzemplarzach jest to 2019 rok. Konsystencja bardzo kremowa i przyjemna, aplikator taki jak w typowym błyszczyku. Problem pojawia się przy aplikacji. Co prawda błyszczyki te mają świetną pigmentację, ale ich nakładanie wymaga wprawy, dlatego ja miewam z nimi problemy. Najlepiej jest nałożyć jak najcieńszą warstwę, wtedy produkt szybciej wysycha i matowieje. Podkreśla każde załamanie ust, dlatego powinny być dobrze nawilżone. Jego główną wadą jest to, że po pewnym czasie na ustach czujemy "skorupę" (zwłaszcza gdy grubo go nałożymy), która po prostu kruszy się i odpada. Ale poza tym te błyszczyki są nie do ruszenia. Robiłam testy wytrzymałości, żeby porównać je z innymi produktami, m.in. bardzo trwałymi tintami i pomadkami Golden Rose Velvet Matte. Pocierałam pomalowaną dłoń wodą, palcem, tarłam - Velvet Matte dało się bez problemu rozmazać, tinty straciły trochę kolor i po pewnym czasie stawały się mało widoczne. Co stało się z błyszczykami Me Now? Zdrapywałam je paznokciem. Bez skutku :D Musiałam się bardzo mocno podrapać, żeby w ogóle zaczęły schodzić (przepraszam, skóro mojej dłoni </3). Jeśli nie będziecie jeść i zbyt często oblizywać ust - możecie liczyć na podobny efekt na swoich ustach. Swoją drogą robienie zdjęć trzech kolorów jeden po drugim też wymagało ode mnie trochę trudu, żeby pozbyć się produktu z ust. Teraz kilka słów o każdym kolorze.


Zacznijmy od numeru 02. Z niego jestem najbardziej zadowolona, bo bardzo brakowało mi takiego brudnego różu, który bez problemu mogłabym nosić na codzień. Moim zdaniem pasuje do mojej bladej cery i podejrzewam, że będzie wyglądał dobrze u każdego. Bardzo uniwersalny odcień, ale jednocześnie nie jest smutny i mdły.


Numer 21 na pierwszy rzut oka w opakowaniu jest bardzo podobny do poprzednika, ale na ustach pokazuje swoje ciepłe różowe tony. Nie do końca mi podpasował, na pewno lepiej wyglądałaby w nim jasna blondynka.


Ten odcień to prawdziwe szaleństwo. Ciężko mi było oddać jego neonowość na zdjęciu, ale wierzcie mi - jest baaardzo neonowy. Na pewno nie nadaje się do codziennego noszenia. Pasuje mi raczej na jakąś szaloną imprezę ze światłem ultrafioletowym, w towarzystwie świecących bransoletek :D Jest też zdecydowanie bardziej problematyczny niż pozostałe kolory. Gorzej mu idzie matowienie. Ma słabszą pigmentację, więc trzeba nałożyć więcej warstw. Więcej warstw = skorupa. A to oznacza, że po prostu się kruszy. Polecam ścisnąć usta, wtedy wargi się ze sobą sklejają i przy rozklejaniu błyszczyk odchodzi wielkimi płatami. Super zabawa :D Ten kolor kupiłam w sumie z ciekawości, nie spodziewałam się, że będę go normalnie używać i nie myliłam się.

Macie w swojej kolekcji jakiś odcień z tej serii? Na pewno nie zadowoloną one poważnych szminkowiczek, ale za taką cenę warto spróbować chociażby z ciekawości :) Kolekcja zawiera aż 38 kolorów, więc na pewno każdy będzie usatysfakcjonowany.

Przypominam Wam o moim kodzie rabatowym do Born Pretty: LAFX31, dzięki któremu otrzymacie 10% zniżki na zakupy. Dostawa jest zawsze darmowa! :)



1 komentarz:

  1. 02 chyba podoba mi się najbardziej, ale osobiście nie lubię nosić koloru na ustach :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)
Motywują mnie one do dalszej pracy.